Zaskakujący powód, dla którego bieganie z kobietami sprawia, że czuję się ciepło i niewyraźnie
Kilka niedziel temu przebiegłam Półmaraton Kobiet More/Shape – i świetnie się bawiłam! Pogoda była piękna, z chłodnymi temperaturami, brakiem wilgoci i niekończącym się słońcem. Mój trening był solidny i poprzedniej nocy dobrze spałem. Bieg odbywał się moją zwykłą trasą biegową, więc dobrze ją znałem. Ale to, co okazało się dla mnie absolutną atrakcją wyścigu, zaskoczyło mnie. Nie był to piękny widok na park ani to, że pobiłem zakładany czas o prawie dwie pełne minuty (hej, skromne przechwalanie się dobrze robi!). …

Zaskakujący powód, dla którego bieganie z kobietami sprawia, że czuję się ciepło i niewyraźnie
Kilka niedziel temu przebiegłam Półmaraton Kobiet More/Shape – i świetnie się bawiłam! Pogoda była piękna, z chłodnymi temperaturami, brakiem wilgoci i niekończącym się słońcem. Mój trening był solidny i poprzedniej nocy dobrze spałem. Bieg odbywał się moją zwykłą trasą biegową, więc dobrze ją znałem.
Ale to, co okazało się dla mnie absolutną atrakcją wyścigu, zaskoczyło mnie. Nie był to piękny widok na park ani to, że pobiłem zakładany czas o prawie dwie pełne minuty (hej, skromne przechwalanie się dobrze robi!). Najbardziej w tym wyścigu podobało mi się to, że w wyścigu brały udział wyłącznie kobiety. (Zbuduj formę dzięki naszemu 30-dniowemu wyzwaniu biegowemu!)
Ledwo o tym myślałem, zanim przybyłem do parku w ten niedzielny poranek. Potem, gdy stałam w kolejce po Port-A-Potties, ktoś zrobił „postać, kolejki są tak długie, że to wyścig kobiet!” żart. Rozejrzałem się i – och, zgadza się – wszystkie panie, z kilkoma widzami płci męskiej pomiędzy trzymającymi dzieci, dodatkowymi bluzami i aparatami fotograficznymi.
Później, gdzieś pomiędzy 1. a 2. milą, trasa skręciła i wyraźnie widziałem masę zawodników przede mną. Wtedy to zobaczyłem – setki oświetlonych słońcem kucyków podskakujących w górę i w dół w rytm stóp swoich właścicieli. Szczerze mówiąc, trochę się wzruszyłem. Wtedy pomyślałem: co to było?
Cały wyścig tak wyglądał. Nie słyszałem żadnej muzyki (bo czasami tak robię), więc słyszałem tylko wiwatujących nas wolontariuszy i kibiców („No dalej, panie, już prawie na szczycie!”), ciche stukanie tenisówek na utwardzonym torze oraz głosy i oddechy kobiet dookoła. Poczułam się komfortowo w sposób, który mnie zaskoczył – pewnie dlatego, że nie czuję się szczególnie niekomfortowo w towarzystwie mężczyzn podczas wyścigów. Jednak składająca się wyłącznie z kobiet publiczność czuła się wyjątkowo włączająca i wzmacniająca.
Ja też byłem dumny. W dzisiejszych czasach biegaczki to codzienność. Tak naprawdę kobiety ścigają się znacznie częściej niż mężczyźni. Jednak zaledwie 50 lat temu bieganie uznawano za sport męski – do tego stopnia, że gdy Roberta „Bobbi” Gibb próbowała przebiec maraton bostoński w 1966 roku, powiedziano jej, że „kobiety są fizjologicznie niezdolne do przebiegnięcia 42,2 km”. Najdłuższy dystans, jaki mogli przebiec osoby niebędące profesjonalistami, wynosił 1,5 mili!
A jednak byłem tutaj, otoczony biegnącymi kobietami. To było dziwnie wzmacniające. Dodaj do tego wsparcie go-girl i koleżeństwo, które było wyczuwalne na trasie, a gdy dotarłem do mety, nie mogłem przestać się uśmiechać. Kiedy już ją przekroczyłem, zatrzymałem się na chwilę, obserwując, jak jedna za drugą kobiety stawiają ostatnie kroki – wiele z nich robi to, idąc ramię w ramię z biegaczem obok nich, co tylko potęguje uczucie ciepła, rozmycia.
Przede wszystkim miałem przemożne poczucie, że jestem w domu. Spójrzmy prawdzie w oczy, są pewne rzeczy w bieganiu, które mogą zrozumieć tylko inni biegacze – to samo dotyczy bycia kobietą. Dlatego przebywanie wśród biegaczy, które były również kobietami, wydawało mi się, że odnalazłam swoich ludzi. Wszyscy rozumieli, jak trudno jest znaleźć porządny stanik sportowy. Co najmniej jedna osoba w pobliżu miała tampon awaryjny. Zapasowe opaski do włosów były obfite. I wszyscy zrobiliśmy coś naprawdę fajnego przed południem w niedzielę. Gdybym słuchał muzyki, wiesz, co bym słuchał w kółko.