Jak w końcu zdecydowałem się przebiec półmaraton i przy okazji na nowo nawiązałem ze sobą kontakt
Dziewczyna rejestruje się na półmaraton. Dziewczyna tworzy plan treningowy. Dziewczyna wyznacza cel. Dziewczyna nigdy nie trenuje... i, jak zapewne się domyślacie, dziewczyna nigdy nie bierze udziału w wyścigu. ICYMI, jestem tą dziewczyną. A przynajmniej byłam tą dziewczyną przez ostatnie trzy wyścigi, na które się zapisałam (i za które zapłaciłam!) od Weina. Jeśli chodzi o wyścigi, byłem totalnym fobią od zaangażowania. Szukanie wymówek jest łatwe Zawsze byłem bardzo ambitną osobą, ale kiedy dwa lata temu przeprowadziłem się z Gruzji do Nowego Jorku, tę motywację przerwała obawa, że...

Jak w końcu zdecydowałem się przebiec półmaraton i przy okazji na nowo nawiązałem ze sobą kontakt
Dziewczyna rejestruje się na półmaraton. Dziewczyna tworzy plan treningowy. Dziewczyna wyznacza cel. Dziewczyna nigdy nie trenuje... i, jak zapewne się domyślacie, dziewczyna nigdy nie bierze udziału w wyścigu.
ICYMI, jestem tą dziewczyną. A przynajmniej byłam tą dziewczyną przez ostatnie trzy wyścigi, na które się zapisałam (i za które zapłaciłam!) od Weina.
Jeśli chodzi o wyścigi, byłem totalnym fobią od zaangażowania.
Szukanie wymówek jest łatwe
Zawsze byłam bardzo ambitną osobą, ale kiedy dwa lata temu przeprowadziłam się z Gruzji do Nowego Jorku, ten zapał został zakłócony przez niepokój wywołany zmianami, których prawdopodobnie doświadczy wiele nowojorskich przeszczepów: sezonowa depresja, przytłaczający stosunek betonu do (bardzo małej) natury i niegrzeczne przebudzenie, jakim jest kieliszek wina za 15 dolarów (raz 5 dolarów). Wszystkie te zmiany stały się przytłaczające – do tego stopnia, że moja motywacja do wykonywania nawet zadań, na które kiedyś czekałem, wkrótce zniknęła. Mówiąc najprościej, byłem niespokojny, pozbawiony motywacji i czułem się coraz mniej sobą.
Kiedy zdałem sobie sprawę, co się dzieje, starałem się znaleźć sposób na odzyskanie swoich ambicji, aż w końcu wpadłem na pomysł, że może gdybym skupił całą swoją uwagę i wysiłek na większej liczbie obowiązków – półmaratonach, zmianach diety, jodze – byłbym w stanie odwrócić uwagę od tej nowo odkrytej nerwowości i w ten sposób odzyskać swoje poczucie humoru.
Powtarzaj coś w kółko, a zaczniesz w to wierzyć – przynajmniej tak jak było w przypadku mnie, kiedy wmawiałam sobie, że im więcej celów sobie wyznaczam i im większą presję na siebie nakładam, tym lepiej będę w stanie zwalczyć swoje obrzydliwe uczucia i ponownie znaleźć motywację. I tak zapisałam się na półmaraton… i kolejny… i kolejny. Zanim przeprowadziłem się do Nowego Jorku, uwielbiałem biegać. Ale podobnie jak moja ambicja, moja pasja uderzania w chodnik osłabła wraz ze wzrostem strachu. Byłam więc pewna, że szkolenie zajmie mi trochę czasu i sprawi, że mój umysł będzie mniej niespokojny.
Jednak byłem profesjonalistą w szukaniu wymówek za każdym razem, gdy zapisywałem się na te połowy i przyszedł czas na rozpoczęcie treningu. Widzisz, wciąż nadążałem za gorącą jogą i sesjami na Barry's Bootcamp, więc pomijanie treningów i ostatecznie każdego wyścigu stało się w mojej głowie jeszcze bardziej uzasadnione. Miałem pobiec w wyścigu z moją dziewczyną, a ona przeprowadziła się do Kolorado, więc po co to robić sam? Po drugie, miałam biegać wiosną, ale zimą było za zimno, żeby trenować. I kolejny wyścig, który miałem wystartować jesienią, ale zmieniłem pracę i wygodnie skreśliłem go z radaru. Nie było wymówki, której nie mógłbym i nie chciałbym użyć. Najgorsza część? Do każdego wyścigu zapisywałem się naprawdę z jak najlepszymi intencjami: bardzo chciałem dać z siebie wszystko, przekroczyć linię mety i poczuć, że coś osiągnąłem. Krótko mówiąc, zastanawiałem się i racjonalizowałem, aż moja decyzja o niezaangażowaniu się nie wydała mi się ważna i bezpieczna.

Ellie Trice
Moja chwila aha
Patrząc wstecz, nie jest zaskakujące, że te wysiłki tylko mnie przytłoczyły i wkrótce stały się niedogodnościami, które z łatwością mogłem odrzucić. Ukrywanie się przed emocjami rzadko działa na dłuższą metę (tj. toksyczna pozytywność). I przepychanie się przez długą listę rzeczy do zrobienia, gdy już czujesz się trochę, cóż, utknięty? Tak, to na pewno przyniesie odwrotny skutek.
Ale z perspektywy czasu oceniam, że jest 20/20 i w tym momencie jeszcze nie doszedłem do tego wniosku – chociaż aż do pewnego listopadowego wieczoru, kiedy pracowałem nad nagrodami dla tenisówek Shape. Przeglądałem wywiady z ekspertami i raporty testerów produktów, w których chwalili niektóre pary za pomoc w zdobyciu nowego PR lub przebiciu się przez poprzednie maratony i poczułem się jak hipokryta. Pisałem o niszczycielskich celach, kiedy sam nie mogłem się zdecydować na jeden.
I naprawdę, naprawdę uświadomienie sobie, że to boli, ale było też w pewnym sensie wyzwalające. Kiedy tak siedziałam, kipiąc ze wstydu i frustracji, w końcu zwolniłam (prawdopodobnie po raz pierwszy od czasu przeprowadzki) i uświadomiłam sobie prawdę: unikałam nie tylko treningu, ale także swoich obaw. Próbując odwrócić swoją uwagę rosnącą listą ras i obowiązków, straciłem także znaczną kontrolę nad obszarami mojego życia.
Podobnie jak zła randka, która nie może się zaangażować, bez względu na to, ile nocy spędzicie razem, tak ja nie mogę zaangażować się w coś zwanego „bieganiem”, mimo że mam z tym pozytywną historię. (To znaczy, po co inaczej miałbym się tyle razy zapisywać? Po co inaczej codziennie zabierałbym do pracy ubrania do biegania?) Usiadłem więc i próbowałem sobie przypomnieć, dlaczego w ogóle chciałem trenować i przebiec półmaraton. (
Oto jak znaleźć czas na trening maratoński, gdy wydaje Ci się to niemożliwe
Wreszcie coś utknęło
Kiedy we wrześniu zapisywałam się na kolejny półmaraton z nowym spojrzeniem na swoje zachowanie, miałam nadzieję, że to będzie w końcu ten bieg, w którym faktycznie dobiegnę do mety i odzyskam pewność siebie. Teraz zrozumiałem, że samo dodanie kolejnego celu do mojej listy rzeczy do osiągnięcia nie zwiększy moich ambicji ani nie uwolni mnie od lęków. Raczej dążyłem do tego celu, co, mam nadzieję, pomogło mi wrócić na właściwe tory.

Ellie Trice
Nie mogłem kontrolować ciemnych zim w mieście ani braku natury, który pierwotnie powodował mój niepokój, i nie mogłem kontrolować nieoczekiwanych zmian w planach, niezależnie od tego, czy oznaczało to spóźnienie się do pracy, czy utratę kolegi do biegania do nowego miasta. Ale mógłbym polegać na konkretnym planie ćwiczeń, co mogłoby pomóc mi poczuć się mniej niespokojnym i bardziej przypominać siebie.
Kiedy te realia się urzeczywistniły, pozwoliłem, aby moja nowo odkryta motywacja wybuchła: byłem gotowy, aby *właściwie* ćwiczyć, a teraz potrzebowałem planu, aby się go trzymać. Zwróciłem się więc do mojej najlepszej przyjaciółki Tori, czterokrotnej maratończyki, o pomoc w ułożeniu harmonogramu. Znając mnie lepiej niż większość, Tori wzięła pod uwagę, że normalnie nie byłabym w stanie biegać rano (nie jestem poranną osobą), że długie weekendowe biegi zapisałabym na soboty, a nie na niedziele, i że będę potrzebować dodatkowego bodźca, aby naprawdę ukończyć trening przekrojowy. Wynik? Doskonale dobrany plan treningowy do półmaratonu, który uwzględnia wszystkie te czynniki, dzięki czemu jest praktycznie bez wymówek. (
Czego nauczyłem się, pomagając mojemu przyjacielowi przebiec maraton
Więc zagłębiłem się w temat i zacząłem naprawdę pracować nad konfiguracją Tori. I już wkrótce, za pomocą smartwatcha, uświadomiłem sobie, że dopóki utrzymam dynamikę, będę w stanie nie tylko przebiec zaplanowane w planie dystanse, ale także szybciej, niż kiedykolwiek sobie wyobrażałem. Rejestrując na swoim urządzeniu przebyte kilometry i tempo każdego z nich, nabrałem nawyku rywalizacji ze sobą. W miarę jak starałam się utrzymać tempo z poprzedniego dnia, stopniowo stawałam się coraz bardziej zmotywowana i zaczęłam odnajdywać swój krok nie tylko w bieganiu, ale także w życiu.
Nagle trening, którego wcześniej za wszelką cenę unikałam, stał się radością, a każdy dzień dawał mi szansę na bycie bardziej dumnym niż poprzedni – z każdą odliczoną sekundą lub każdą przebytą milą. dobrze się bawiłem. Płonąłem. I wkrótce przebiegłem 8:20 mili – nowy PR. Zanim się zorientowałem, odmawiałem spędzania późnych nocy i kładłem się wcześnie spać, ponieważ nie mogłem się doczekać, aby pobić swój czas w sobotni poranek. Ale najbardziej zdumiewające było to, że wiele z tych lęków powoli zaczęło zanikać, gdy zastąpiły je endorfiny, wiara w siebie, a tym samym odzyskane poczucie motywacji.

Ellie Trice
Gotowy na dzień wyścigu... i nie tylko
Kiedy w grudniu wreszcie nadszedł dzień wyścigu, około sześć tygodni po rozpoczęciu harmonogramu treningów Tori, wyskoczyłem z łóżka.
Biegałem dookoła Central Parku, mijając stacje nawodnienia i przerwy na toaletę, które z łatwością wykorzystałbym jako pretekst, aby wcześniej się zatrzymać. Ale teraz było inaczej: przypomniałem sobie, że miałem (i nadal mam) kontrolę nad swoimi decyzjami, że jeśli naprawdę potrzebuję trochę H2O, mogę zrobić sobie przerwę, ale nie powstrzyma mnie to przed dotarciem do mety. Dystans 13,1 był kamieniem milowym w kierunku zmian i byłem zdeterminowany, aby w końcu to osiągnąć. Małe rzeczy, które kiedyś mnie powstrzymywały, stały się właśnie takie: małe. Bieg ukończyłem z czasem prawie 30 minut szybszym niż oczekiwałem, osiągając czas 2 godziny, 1 minutę i 32 sekundy, czyli 9,13 minuty na milę.
Od czasu tego półmaratonu zmieniłem swoje rozumienie zaręczyn. Dążę do rzeczy, bo naprawdę ich chcę, a nie dlatego, że mnie rozpraszają lub oferują wyjście z moich problemów. Angażuję się w wyzwania w moim życiu, ponieważ wiem, że mogę – i zrobię to – je pokonać, głównie dzięki mojej determinacji. A bieganie? Robię to przed pracą, po pracy, kiedy tylko mam na to ochotę. Jednak różnica polega na tym, że teraz regularnie biegam, aby czuć się pełen energii, silny i mieć kontrolę, niezależnie od tego, jak przytłaczające może być dla mnie życie w mieście.